Śnieżne szczyty (XXIII-XXIV)

Dzień XXIII wita mnie słońcem i czystym niebem... Tak przynajmniej mi się wydaje dopóki nie spoglądam na jezioro z drugiej strony budynku, gdzie bez pośpiechu przelewają się chmury przez lodowiec między szczytami. Pakuje się i schodzę o 8:00 na śniadanie, które zdecydowałem się kupić w schronisku. Kosztuje to ok 40-50zl, ale jako, że szwedzki stół to możliwość zjedzenia do syta jest bezcenna. Śpi tu dosc dużo osób i sala dla 70 jest w większości zapełniona. Chwilę czekam w kolejce po jedzenie, po czym nakładam sobie całą różnorodność smakołyków: mini-parówki, bekon, jajko, chleb, ser żółty i brązowy, szynki, gofer z różnymi dżemami, a później jeszcze trzy razy podchodziłem i dobierałem jeszcze kopę buraków dla krwi, suchara z masłem orzechowym i jeszcze kolejny gofer!
Łacznie siedzę tam prawie 1,5 godziny, w trakcie których dowiedziałem się m.in że na tutejszym lodowcu nagrywali gwiezdne wojny, tą część na śniegu. Przygotowywało się tu również szereg ekspedycji arktycznych.
Po takim śniadaniu nieco ciężko mi jest się ruszać, ale w końcu ruszam dalej. Słońce grzeje w plecy, a chmury gdzieś tam niby grożą w oddali, ale trzymają odległość. Po niedługim czasie orientuję się, że woda płynie w drugą stronę, w kierunku mojego marszu, co znaczy, że zmieniłem obszar zlewiska i teraz woda wpada poprzez fiord do otwartego oceanu, zamiast okolic Oslo.
Cały dzień idę szutrową drogą, popularną wśród rowerzystów, chociaż po paru kilometrach, gdy mijam najwyższy punkt "rallarvegen", który był pewnie celem większości niedzielnych rowerzystów którzy wypożyczyli rowery z finse, dalej mija mnie już jedynie z 3 pary rowerzystów, załadowanych w sakwy. Może deszcz, który zaczął padać też ma wpływ na zmjejszony ruch.
Rozkładam Tarpa nad jeziorkiem obok kaskadowego huczacego wodospadu, który na szczęście był za skałami, więc aż tak bardzo go nie słyszałem. Ogólnie tutaj z powodu tych wodospadów rzadko zaznaję prawdziwej ciszy, a też jak nocuję, to koło wody, co znacząco podnosi prawdopodobieństwo mniejszego lub większego wodospadu w okolicy.
Chwilę przed rozpakowaniem się deszcz ustaje i wraca słonko. Jest całkiem ciepło, myślę że nawet 15°C w południe mogło być.
Z powodu temperatury nie mogę być cały w śpiworze, a atakujące na zewnątrz komary nie ułatwiają zaśnięcia. Do rana jednak temperatura spada do typowego 5°C.
Gdy się budzę o 6:30, świat opatulony jest jeszcze sennie mgłą. Jednak wkrótce słońce rozbija chmury i kolejny dzień wita mnie słońce! Niebywałe! Finse ostatnie tygodnie niezbyt rozpieszczał swoich mieszkańców, a tu tyle słońca nagle! Ruszam dalej wzdłuż rzeki. Tutaj, mimo stosunkowo dużej wysokości, bo nawet ponad 1300, roślinność jest całkiem różnicowana, i występują gatunki, które normalnie, we wcześniejszych górach występowały nawet 300m niżej. Jednak duża dolina daje im wystarczające warunki by dały radę. Gdy mijam tysięczny metr wysokości nad morzem, odbijam od bitej drogi, i znowu zaczynam wspinaczkę w górę wąską ścieżką szlaku. Idę chwilę plażą zrobioną z matutkich, czarnych łupkowych kamyczków i przechodzę przez mini wioskę z czterech domów. Wzbijam się wyższej, ścieżką jeszcze węższą nad kolejne jezioro. Świeci słońce na tyle, że zmuszony jestem iść w krótkim rękawku, co miało miejsce ostatnio, jak wspinałem się na mój pierwszy "tysięcznik" tutaj. Trawersuje zboczem, mając wodę po lewej i górę ma którą niedługo zacznę się wspinać po prawej, a nad góra ciemne obłoki. Robię przerwę zanim zacznie padać, jednak chmury są stabilne i przez 2 godziny nic się nie zmieniło i nadal słońce grzeje. Zaczynam porządną wspinaczkę, jakiej jeszcze tu nie zaznałem. Ścieżki już od jeziora nie ma, a szlak jedynie jest zaznaczony czerwonym "T" na szarych skałach. Teraz to ja wybieram jak wejść i jak manewrować między kamolami, bo "T" malowane jest w linii, po prostu w górę. Czasami pojawia się na parę metrów namiastka jakiejś ścieżki, ale potem tak samo nagle jak się pojawia, znika. Podejście jakbym miał porównać, to takie jak Świnickim żlebem, lub jak na Zawrat od doliny gąsienicowej.
Potem lekkie wypłaszczenie i dalej, już po nagich skałach. Gdy zbliżam się do szczytowego wzniesienia, to szare chmury puszczają i zawiewa deszczem. Tymczasem spośród smętnych porwanych szczytów bieleje lodowczyk. Jego brzeg jest urwany, a kawałki kry pływają w jeziorze u jego stóp. Drugim brzegiem, doklejonym do skał ... Prowadzi mój szlak!
Myślę sobie, to nieźle! I z duszą na ramieniu, mając nadzieję, że wiedzieli co robią wbijając pale znaczące szlak, idę ostrożnie mam nadzieję, że nie skończę w jakieś szczelinie.
W razie czego odpiąłem plecak, żeby mi nie ciążył i w razie bym mógł go szybko zdjąć.
Przeszedłem. Udało się. Jednak przede mną kolejne 200m śniegu, przynajmniej tym razem już nie tak urwanego ścianą w dół. Udaje się bezpiecznie przebyć i to. Szybko wspinam się parę metrów i zdobywam nieznazwany szczycik o wysokości 1521. Co prawda mógłbym teoretycznie pójść na jakiś nazwany co tu są dookoła, ale nie przyszedłem tu zdobywać szczyty, a dojść do Bergen. Zaczynam zejście mimo, że przestalo padać, kamienie nadal są mokre, a sprawy nie ułatwia śliski porost obrastający głazy po tej stronie góry. Decyduje się na pewnie tak samo niebezpieczną opcje, ale za to bardziej efektywną i efektowną i radosną - to znaczy zjazd na butach z polany śnieżnej. Śnieg był już nieco zmoczony i nie zbity bardzo, więc nie pozwał się zbytnio rozpędzić. 100m w dół szybko poszło, a dalej trzeba już na nogach normalne rozbijam się nad jeziorkiem z czterema tycimi górkami lodowymi. W około pełno skał i jedyną opcją jest robicie się na lekkim podwyższeniu kawałek od wody. No cóż, mam nadzieję, że nie będzie zbyt zawiewać w nocy, bo tarp jest wystawiony z każdej strony na bezpośredni wiatr. Po takim ciepłym (do czasu) dniu i po takim podejściu postanawiam, że jednak warto się umyć. Jednak chmury powstrzymują słońce i upału nie ma. Nie wchodzę do wody, tylko polewam się lodowatą wodą z menażki. Wracam pod tarpa i znowu zaczyna padać. Śpię na wysokości ok 1300


Mialem dziś napisać połowę i jutro połowę z ostatnich dni, ale jako że się rozpisałem, dodaje teraz i rozbije na 2 posty, jutro spróbuję zdjęcia coś niecoś wrzucić 

Komentarze

Prześlij komentarz