SURSTRÖMMING

Któż nie słyszał o tajemniczej puszce ze sfermentowaną rybą, która została okrzyknięta najgorzej śmierdzącą potrawą na ziemi? Jeśli kiedyś obiło się wam to o uszy, to jest to właśnie Surströmming-kiszony śledź bałtycki.

 


O surströmmingu dowiedziałem się podczas powrotu z Alexem do Sztokholmu, podczas rozmowy o jedzeniu. Stwierdził on, że powinienem tego spróbować i na jednym z postojów razem udaliśmy się do marketu zakupić ten osobliwy przysmak. Jest parę firm do wyboru, ale wybraliśmy ten produkowany w Luleå (Alex mieszka tam) - Kallax. Puszka była mocno nabrzmiała i wydawała się tylko czekać na odpowiedni moment by wybuchnąć, powlekając wszystko w okół zawartością. Później Szwed opisał sposób jedzenia tej potrawy, bo ludzie niezaznajomieni często spożywają (to znaczy próbują spożyć) surströmming w zły sposób, bez przygotowania. Na szwedzki rodzaj chleba Tunnbröd (w dosłownym tłumaczeniu cienki chleb), ale może też być zwykły biały, należy ułożyć pokrojone plastry ziemniaka (Szwedzi także mają do tego odpowiednią odmianę, ale każdy się nada) i kwaśnej śmietany. Teraz ląduje tytułowy śledzik i całość posypujemy drobno posiekaną (tradycyjnie czerwoną) cebulką i gotowe! Alex poradził, żebym na początek użył drobnych kawałeczków ryby i lepiej otworzył puszkę na zewnątrz. Zapach ma być nie za przyjemny, ale smak już tak. W drodze dowiedziałem się także, że w trzeci czwartek sierpnia jest święto surtrömmingu.

 20 Sierpień 2020, czwartek. Jastarnia.

Szczęśliwym trafem cała moja rodzina była tego czasu w tym jednym miasteczku. Wieczorem zgromadziłem wszystkich pod domkiem (miał on werandę). Wcześniej, jeszcze w domu przygotowałem ów cienki chleb z przepisu internetowego. Są jego dwie wersje. Taka miękka "naleśnikowa" (wtedy się robi jakby tortillę), lub chrupka. Ja wybrałem tę drugą opcję (przepis).  Po przygotowaniu reszty składników nadszedł czas na otwarcie śledzia. Poszliśmy za dom i powoli zanurzyłem kieł otwieracza w puszce. Wytrysnęło. W miarę jak zacząłem otwierać bardziej, powoli zaczął się ulatniać smród. Nie był on jednak jakiś niesamowicie mocny jak można gdzieś spotkać opisy, ale "zwyczajny" nieprzyjemny zapach, nie za bardzo zachęcający do skosztowania. Odlałem wodę, która to wydawała się głównym źródłem odoru i puszkę zaniosłem na stół. W środku znajdowały się śledziki bez głów. Można też dostać filety, jednak te moje trzeba było wypatroszyć i oddzielić mięsko od kręgosłupa (Na puszce - "Hel" to całe, "File" to filety). Wcześniej oglądnąłem jeszcze filmik na YT, więc poszło mi to nawet sprawnie. Pod dotykiem widelca ryba wydawała się bardzo delikatna. Po rozdzieleniu na kawałeczki i ułożeniu na szczycie kanapeczki czas było przystąpić do konsumpcji. Muszę jeszcze powiedzieć, że już tak nie śmierdziało, ale może po prostu moje opuszki węchowe się przepaliły.

Wzięliśmy po gryzie na "trzy-czte-ry". Każdy przy stole był pozytywnie zaskoczony smakiem (po tym zapachu) i nawet zgłosił się po drugą kanapeczkę. Co do smaku... Jest on baardzo złożony i po samym smaku (ani konsystencji) nigdy bym nie zgadł, że to ryba. Jest to coś pomiędzy serem pleśniowym a anchois. Potem przyszli znajomi i oni już nie byli tak "zachwyceni" smakiem. Po zjedzeniu 2 kanapeczek spróbowałem trochę samego śledzia i doznanie wyszło na wyższy poziom, mogąc poznać prawdziwy jego smak bez zagłuszania przez ziemniaka i śmietanę. Nie radzę jednak tego robić przed spróbowaniem "kanapeczki".

Po takiej kolacji miałem poczucie lekkiego wirowania w brzuchu, ale na koniec końców mój żołądek zniósł śledzika bez żadnych przygód po. Zjedzenie tego wieczorek też okazało się dobrym pomysłem, bo cóż, jak się po takim odbije w pobliżu kogoś kto nie był przy tamtym stole...

Ogólnie surströmming oceniam pozytywnie. Nie jest to wszak smak dla każdego, ale ja raz na jakiś czas (np co pół roku) mógłbym taki zajadać. Jednak najważniejsze to, żeby mieć dobre podejście i dać szansę temu daniu. Jak nastawiacie się negatywnie przed spróbowaniem, to nie ma co próbować, a poczekać na zmianę nastawienia. I pamiętajcie, że jak wam trafi taki w ręce, nie otwierajcie tego w domu! :)



Jako, że to najprawdopodobniej ostatni wpis z tego sezonu to

Dziękuję za czytanie mojego bloga, włożyłem w niego sporo wysiłku.

Mam nadzieję, że wam się podobało jak pisałem i może kogoś zainspirowałem do jakieś wycieczki

Przepraszam za błędy w tekście, ale zdecydowaną większość poprzednich postów pisałem na telefonie, po całym dniu pedałowania i w dodatku z ograniczoną ilością prądu. Nie miałem czasu tego sprawdzać, a teraz już tak myślę, że lepiej już zostawić jak jest, bo to właśnie jest może taka esencja tego bloga. Że jest on właśnie pisany w podróży przez człowieka odczuwającego wyprawę w tamtym momencie, smagany wiatrami, czy otulonego mgłą. Wszystko pod szwedzkim nieboskłonem.

Może zobaczymy się w przyszłym "Rozdziale". Jaki to będzie kraj? Tego jeszcze nie wiem, ale na pewno będzie ;-)

Tack så mycket och hejdå!


Komentarze

  1. Wojo, opis tak sugestywny, że czułam zapach szwedzkiego śledzika 😀 Mam nadzieję, że jeszcze coś sobie będziesz przypominał i coś wrzucisz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz