Podsumowanie wyprawy po Szwecji.

 To może najpierw zacznę od cyferek, a potem przedstawię odczucia.

Licznik pokazał odległość 1800km

Garmin powiedział, ze pokonałem 7000m wzwyż

Średnia prędkość wyniosła 15km/h, ale w sumie też warto wziąć pod uwagę że jest w tym też jeden dzień pieszo

Trasę można się dokładniej przyjrzeć tutaj pod linkiem.

Ścieżkę wgrałem bez większej analizy (ale mniejsza była) z serwisu mapy.cz. Poprowadził mnie on elegancko ścieżkami  rowerowymi przez całą drogę. Tylko w jednym miejscu, w Sundsvall, chciał, żebym jechał mostem z "autostradą", ale objechanie fiordu miastem nie było problemem. Z samej drogi jestem zadowolony. Na początku jechałem niebieskim szlakiem o nazwie Cykelspåret, a właśnie w Sundsvall odbiłem na zielony Sverigegeleden oddalając się od wybrzeża. Szlaki prowadzone raczej mniej ruchliwymi ulicami i zazwyczaj po dobrej, asfaltowej powierzchni. Są też odcinki bite, ale z tego co zauważyłem, to jest to najczęściej asfalt pokryty ziemią (nie wiem czemu tak robią, może dają tak nowe życie zniszczonej nawierzchni, po kosztach? Przynajmniej nie jest zostawione same sobie.) Po takiej drodze także się bardzo przyjemnie jedzie. Był tylko może jeden odcinek 5-10km gdzie nie byłem zadowolony z nawierzchni. Oznaczenie trasy jest tabliczkami na znakach, zawsze przy skręcie, ale nie zawsze na skrzyżowaniu, wtedy domyślnie trzeba jechać prosto. Jak się nie ma włączonego GPS na kierownicy, warto co jakiś czas sprawdzać na mapie czy telefonie czy jedzie się nadal dobrze, szczególnie na tym niebieskim, gdzie kolor nie wyróżnia się w śród znaków miejscowości, co ułatwia jego pominięcie. Co do tego odbicia wgłąb kraju, to jest więcej górek (jedynego dnia zrobiłem z 900m do góry w pionie/~100km trasy), ale troszkę inne widoki, bo w końcu górki, więcej przestrzeni do zobaczenia .

Pogoda

Co do pogody to trudno ocenić po 3 tygodniach jakie tam lata bywają, ale napiszę moje doświadczenia. W okolicach Sztokholmu wiało jak jechałem i jak wracałem. Niebo tam pokrywały takie duuże obłoki, niosące czasem deszcz. Z takich chmur pada nie bardzo długo (chociaż zależy od rozmiaru, ale tak ok 0,5h zazwyczaj) ale intensywnie, na tyle, że ulice zamieniły się w rzeki. Drugi tydzień był cieplejszy i nawet 2 dni spędziłem bez rękawków i nogawek. Jak jest słońce, to zazwyczaj jak się stoi/idzie jest ciepło, ale jak się jedzie to chłodne powietrze zaczyna opływać ciało i nawet jak licznik pokazywał 25°C to miałem długi rękaw. Trzeci tydzień był dosyć deszczowy ale jakoś 25 dnia podróży rozpogodziło się. Człowiek z północy (koło podbiegunowe) mówił, że u niego ostatnie 3 tygodnie padało praktycznie bez przerwy, ale że to się nie zdarza tutaj. Z kolei maj/czerwiec był niespotykanie słoneczny i temperatura w jeziorach przekraczała 25°, ale to chyba w całej europie tak słonecznie było. Zazwyczaj mówił, ze jest tak 1 dzień deszczu na 3,4 dni słońca (w lecie oczywiście).

Wspomnę jeszcze o cyklu dnia i (nie)nocy. W czasie w którym ja byłem (lipiec), noc praktycznie nie istniała. Jako, że było już po przesileniu, dzień się skracał, ale jazda na północ powodowała, odwrócenie sytuacji. Na dzień polarny sporo się spóźniłem (na szerokości geograficznej gdzie dojechałem). Słońce chowało się za horyzontem chwilę po 22:00 a wstawało między 3 a 4. Te kilka godzin, jak nie było gęstych chmur, można było podziwiać purpurę nieba, bo słońce znajdowało się ledwie parę stopni za widnokręgiem. Co może być też lekko dezorientujące, to słońce wędruje po całym niebie, krążąc nad głową, a wschodzi praktycznie na północy i tam też zachodzi. Słońce też pada pod dużym kątem, więc kierunek północny, jest o tyle dobry do jazdy, że rzadko kiedy świeci w oczy.

Ludzie & spanie

Pewnie jesteś też ciekawy zachowania ludzi w Szwecji. Niestety ciężko mi powiedzieć czy faktycznie są tacy zamknięci jak się mówi. Głównie jechałem na rowerze i tak nie miałem styczności z wieloma ludźmi. Jednak parę razy po drodze auta zatrzymywały się (jak stałem na poboczu) i pytali czy wszystko ok, co uważam za całkiem miłe. Myślę też, że zawsze rowerowego wędrowca, szczególnie samotnego inaczej się spostrzega niż 'zwykłego' obcego i częściej zagaduje. Nie mam też zbytnio odniesień do innych krajów, ale mi jakoś nie narzuciła się ich zamkniętość.  Z mojego chwilowego doświadczenia wynikło, że ludzie na północy (od Luleå) są zdecydowanie bardziej pomocni. Wcześniej przez ponad 2 tygodnie jak prosiłem o wodę po domach, to wprawdzie nikt mi nie odmówił, ale nie dostałem nic ponadto, no, może poza życzeniami dobrej drogi i pozostania zdrowym. Może też to być oczywiście przypadek, ale odkąd wyruszyłem z Luleå, to w każdym z domów do których zawitałem, spotkało nie coś ekstra. W jednym obiad (akurat był gotowy), potem człowiek na ulicy zaprosił mnie do domu na noc (wyszedł do mnie, bo zobaczył mnie z daleka). Następnego dnia otrzymałem z wodą nektarynkę, która była małym, ale radującym duszę podarkiem (była naprawdę smaczna). No i na koniec, człowiek który zatrzymał się autem obok zaoferował mi po krótkiej rozmowie podwózke przez połowę kraju -  do Sztokholmu, więc hmm... to że miałem szczęście to mało powiedziane. Nie powinno być dla was zaskoczeniem, że z wszystkimi można dogadać się tu po angielsku. Niektórzy w prawdzie się trochę wstydzą (wtedy np wołają innego domownika jak mogą) ale z każdym można się porozumieć. Jak tak sobie myślę, to zawsze można się z kimś porozumieć jak się chce bardzo. Nawet bez znajomości angielskiego. Starsi mają częściej problem z angielskim, ale to tez nie dziwne. Ludzie patrzyli na mnie raczej pozytywnie. (No może poza jednym typem, do którego zapukałem o 21:00 o wodę, a był to pierwszy dom od 1,5godziny. Padał deszcz cały dzień i miałem lekką, no.. sporą nadzieję, że może pozwoli mi zostać u niego na noc, albo przynajmniej zaoferuje mi jakąś szopę/garaż, byle pod dachem. Jednak po oddaniu mi butelek z wodą, trochę za dużo razy jak się pakowałem powiedział "bye bye" I widać było, że chciał, żebym się już ulotnił spod jego domu).  Co do spania, to w lesie nikt mi nie przeszkodził, nawet nikogo nie spotkałem czy to rano, czy wieczorem. Niedziwiedzi też nie, chociaż był znak przed nimi ostrzegający, więc tym bardziej pilnowałem, by przed spaniem jedzenie było szczelnie zamknięte. W nocy temperatura spadała do 8°C, ale bywały też cieplejsze noce, nawet po 16°. Ozywiście w Skandynawii można legalnie biwakować gdzie się chce (ale chyba 200 czy 50m od zabudowań) i palić ognisko, jak nie ma zagrożenia pożarowego na danym terenie. To jest plus.

Że spaniem poza lasem, to cóż, trzeba portfel mieć gruby. Najtańszy 'namiot' bez prądu zapłacilem na kempingu 160kr (1SEK≈0,45PLN), a najdrożej 290 z jednym praniem w cenie. Pola te tutaj są zazwyczaj ogromne- między 300 a 500 miejsc namiotowych, golf, często sauna. Myślę, że to dlatego, że tutaj bogaci ludzie kupują kampery i jeżdżą po kempingach. W Polsce mało kto (kto może spodnie bez problemu pozwolić na coś innego) spędza wakacje na polu namiotowym, a w szwecji mnóstwo jest takich. A popyt rodzi oczywiście ceny. 

Jedzenie

Jeśli chcesz zjeść na mieście, to najtańsze dania zaczynają się od 80kr. Najlepiej zamawiać między 12 a 14 bo można wtedy liczyć na obiady dnia z darmowym napojem zestawie, czy surówką. Po drodze jak już spotykałem przydrożne jedzenie, to były to najczęściej bary z pizzą, burgerami czy kebabem.  Najtaniej co można zjeść to chyba makaron sosem z barilli, łącznie za 30kr na takie 2/ 1,5 obiadu jest. Jako, że sos jest jarski, ja dodawałem jeszcze swojego suszonego mięsa które się idealnie komponowało. Dobra rzecz takie mięso, wzbogaca posiłki, a samo też lubię sobie skubać w trakcie jazdy. (Jak ktoś byłby zainteresowany, to zapraszam do przepisu na dole). 

Chleb (20-40sek) jest tutaj słodki, co akurat w przypadku jazdy na rowerze jest dobrym czynnikiem. Polecam spróbować typowo skandynawskie okrągłe chlebki nazwane np polarbröd. Poszczególne różnią się od siebie smakiem i przede wszystkim poziomem słodyczy. Tutaj na zdjęciu za to przestawiam takie, które są dobrym zamiennikiem (a dużo tańszym) tych mlecznych bułeczek sprzedawanych w jednym worku w marketach.


Z całego serca polecam szweckie pasty. Ale te z lodówki - Kalvar. Pasta ta jest robiona m.in z ikry (ikra to Calvar), jest naprawdę smakowita i zmienia postać całej kanapeczki. Czego natomiast ja nie rekomenduję to pasty, nie z lodówki zakończone na -Ost (ser) a szczególnie -Lattost (obniżona zawartość tłuszczu). Mi one tak średnio smakowały, a duża tubka nie dawała się serkowi szybko skończyć. W sensie nie było to jakieś ochydne ale mało smaczne (dla mnie) a za tą cenę mogłem kupić Kalvar - pierwsza klasa👌
Ale oczywiście możecie też spróbować öst, może to tylko dla mnie tak smakuje.
Potomkowie wikingów są jednymi z ludzi, którzy spożywają najwięcej mleka. Dzięki temu też potrafią robić porządne przetwory z niego. Ja osobiście zakochałam się w tutejszych jogurtach, które sprzedawane są w litrowych butelkach (naturalny od 12, smakowy do 18kr) 

Mają tez tu w każdym sklepie śledziki w słoikach. Smaczne, ale oczywiście 2 Skalnikiem po samych śledziach jest cukier.

Natura
Co do lasów, to niesamowite jest to, że np koło Sztokholmu, jest tak, że kończą się zabudowania nagle, ścieżka biegnie dalej, nowy asfalt, ale wpada ona do lasu, który jest praktycznie dziewiczy. Poprzewracane drzewa leżą na glebie, wszystko jest porośnięte mchem. No ciężko znaleźć takie cos w Polsce, a tam jest takie coś koło osiedla. Ścieżka ma ok 300m i dalej wypada na ruchliwą ulicę. W okolicach Nynäshamn rośnie dużo starych i rozłożystych dębów. Ok 300km na północ od Sztokholmu dęby zanikają. W okolicy koła podbiegunowego rosną już olcha, brzoza i iglaki. Dużo też jest lasów sosnowych typowo pod wycinkę. Z tego co się dowiedziałem, to najbardziej na północ wysuniętym gatunkiem drzewa jest brzoza. W podłoże większości lasów to duże kamienie z ukrytymi szczelinami pod mchem, o które można złamać nogę. Ale za to jest ładnie.
Co do fauny, to w Sztokholmie widziałem parę półdzikich saren. Potem długo długo nic. Może poza paroma drapieżnymi ptakami. Sporo można spotkać kruków, które w Polsce są jednak rzadkością. Koło podbiegunowe przywitało mnie reniferami, i to nie jedyny stadem, a wiele sztuk w różnych miejscach. Są tam one naprawdę pospolite.




Bardzo tez mi się podobało, że szwedzi mają znaki ostrzegawcze do każdego zwierza inne (dzik, sarna, łoś renifer) i także do sportów różne. Przynajmniej wiesz czego się spodziewać:




No i podsumowanie podsumowania:
Z całości wyprawy jestem zadowolony. Ludzie często się mnie pytają czy to było to czego oczekiwałem tam. Ja jednak nie oczekiwałem niczego, tylko chciałem doświadczyć tej wycieczki, jakakolwiek ona będzie. Nie mając oczekiwań, nie mogłem się zawieść. Mogę jednak powiedzieć, że myślałem, że szybciej tam dojadę, ale no, jak ktoś czytał całego bloga to wie że miałem parę "wypadków". 
Co do samotności to taka wyprawa samemu jest zupełnie innym doświadczeniem niż jazda z kompanem. Myślę, że każdy powinien spróbować kiedyś też takiej samotnej wyprawy.

-moje spanko

Parę  jeszcze zdjęć:


 
 
 
 
Luźny przepis na suszone mięso:
 
Do suszenia należy użyć bardzo chudego mięsa bez ścięgien. Idealnie nadaje się do tego polędwica wołowa lub (tańsza opcja) ligawa. Mięso należy najpierw zamrozić, minimum dwie godziny, aby się łatwo kroiło. W tym czasie można podostrzyć nóż, gdyż potrzebujemy jak najcieńszych plastrów. Mięso można pokroić wzdłuż włókien, jak ktoś lubi żuć, lub w poprzek dla kruchego płatka. Ja pokroiłem trochę tak i trochę tak. Kawałki wzdłuż były lepsze do jedzenia w trakcie jazdy, a w poprzek do potraw.
Pokrojone płaty ułożyć warstwami w głębokim naczyniu i zalać sosem sojowym z ulubionymi przyprawami. Soli dodajcie ile uważacie, niektórzy nie dodają jej tam wcale. Można też dolać trochę whiskey do smaku jak ktoś lubi. W marynacie zostawiamy na minimum 8 godzin w lodówce, ale jak macie czas, to potrzymajcie dłużej (np 2 dni). Po wyciągnięciu mięso dobrze jest osuszyć ręcznikiem kuchennym. Osuszone płaty nabijcie na patyczki szaszłykowe (każdy na dwa) i umieśćcie na kratce piekarnika. Pamiętajcie, żeby zostawić trochę przestrzeni pomiędzy płatami, aby woda mogła odparować. Piekarnik ustawić na nie więcej niż 60°C, żeby nie upiec mięsa. Drzwiczki powinny być lekko uchylone, aby para wodna mogła się wydostać. Suszenie zamie około 8 godzin, ale po 4 można już próbować. Jak jest lato, to możecie jeszcze wystawić na słońce, żeby się jeszcze dosuszyło.
Takie mięso jak nie zawilgnie, będzie utrzymywało zdatność do spożycia naprawdę długo i na pewno docenicie je w podróży.
Smacznego :p

-Przed wysuszeniem i po


 

Komentarze

  1. Wojo, piękne jest to co napisałeś, że nie miałeś żadnych oczekiwań . Więcej niż osiągniecie założonego celu daje nam sama droga, jaką pokonujemy. Twoje obserwacje i spostrzeżenia były niesamowicie interesujące. Piękna to była wyprawa przez Szwecję i w głąb siebie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz