EV10 - Etap3 VIII "Szwecjo ach to Ty"


Pierwszego ranka w Szwecji wstaje późno. Musiałem odespać nocna jazdę. W końcu widać pełno drewnianych czerwonych domków, jakie są kojarzone że Skandynawią. Mijam otwarte pola Skanii. Robię ok 60km, by się przestawić na wcześniejsze wstawanie. Pogoda jest dzika i za mną jest czyste niebo, a w moje czoło uderzają ciężkie krople groźnej chmury, która niemal sięga ziemi. Mimo mokrego ubrania, doceniam spektakl pogody. Parę razy też pojawia się nieśmiała tęcza, rozweselając ponure obłoki. Żałuję trochę, że mam rozładowany aparat, bo na pewno były by niesamowite zdjęcia. Ale cośtam telefonem się udało uwiecznić.

Następne dni są już słoneczne. W nocy temperatura potrafi spaść poniżej 10°C i w końcu doceniam mój śpiwór:) Codziennie tez wstaje pół godziny wcześniej i jadę też parę kilometrów dalej. W chwili pisania posta doszedłem do 5 rano oraz 140km. Powoli zaczynałem czuć presję, że nie zdążę wrócić na czas. Po tym jednym dniu otwartych pol, zagłębiam się w północne lasy. I dopóty mnie one nie otoczyły nie zdawałem sobie sprawy jak na to czekałem. Ciemnozielony dywan mchu spowija polodowcowe głazy rozrzucone na ziemi niczym zapomniane paciorki jakiegoś olbrzyma. Zwiększa też się liczba murków kamiennych. Zawsze są one dla mnie zagadką. Czy ten akurat został wzniesiony 150 lat temu przez chłopa w okół gospodarstwa? Czy może miał kiedyś 5 metrów wysokości i był świadkiem zwycięstwa nad oblężonym miasteczkiem 2 000lat temu. Tego nigdy się nie dowiem, i uważam to za lekko pasjonujące. Mury te są w różnym stanie rozpadu, są nieraz całkiem nowe kawałki, z tego lata. Poukładane bez użycia zaprawy. Mają od łokcia szerokości, czasem i do czterech metrów.
Przez 2 dni jadę dobrze mi znanym z poprzednich przejażdżek "sverigeleden" a potem szlak ucieka na wschód, a ja jadę dalej na północ. Jadę po drogach głównie asfaltowych, czasem się trafi droga, bita, ale o jakości najczęściej asfaltu. Oni tu umieją takie drogi robić.
Przyjemna też jest cisza, taka pierwotna. Nie słuchać ani aut, ani zgiełku miasta. Czysta natura
Od czasu do czasu mijają mnie też kolarze na gravelach z torbami na ramie. Jakoś nie pamiem, żebym ostatnio jak tu byłem tyle takich osobników było. Czyżby bikepacking stał się przez 2 lata taki populary? Zazwyczaj mnie mijali na postoju, jak byłem kawałek od drogi, ale w końcu udaje mi się nawiązać kontakt w jeździe i okazuje się że trwa "Nord Cape 4000" Ultramarathon z Włoch do północnej Norwegii. Chłopak z Indii i dziewczyna z Belgii, spotkali się na trasie i jadą razem, bo raźniej. Dzień później spotkałem Włochów, lecz jak to Włosi ani słowa nie po włosku, a ja po włosku też nie bardzo, nie to co mój brat. Więc pogadaliśmy trochę tak jak umieliśmy. Włoch bardzo potrzebował kawy z baru, a w okolicy pusto. Dostrzegł też że jadłem włoski makaron, bo wystawał rąbek opakowania po spagetti u mnie z przodu, bo strasznie go ucieszyło.
4 dnia docieram nad jezioro, co ma ponad 100km długości. Woda pierwszy raz w Szwecji nie jest żelazowa, a przejrzysta, co pozwala na spostrzeżenie jest czystości.
Przed samym jeziorem wspinam się przez 10km na 350m.n.p.m. Po zjeździe do wody jednak okazuje się że to nie koniec podjazdów, czekały mnie jeszcze 2 stumetrowe podjazdy i parę mniejszych. W okół zbiornika nie jest tak płasko jak myślałem.
Czas iść spać, bo jutro długa trasą:)



Komentarze