EV10 Etap 3 IV "Pod wiatr🇩🇪"

[foty będa później, bo apka zamiast udostępnić posta że zdjęciami, wykasowała całą zawartość:) dlatego piszę te posty w notatniku a potem wklejam, więc nie znikał przynajmniej teskt bezpowrotnie]

Pierwszy poranek w Dojczlandzie wita mnie deszczem. Jako, że jest też około 11°, powstawam zaczekać, aż przestanie padać, bo opad według prognozy ma się zmniejszać.
Koło 9:00 faktycznie przestaje padać. Za to wiatr napędza się z wody i powiewa mi rzeczy z siłą mocnych 6bft. Pakuje się, jem i ruszam w drogę. Wiatr nieco ustaje, jednak nadal jest to 4bft. Rozległe pola pozwalają wiatru z pełną mocą tańczyć w zbożu. Ja oczywiście czas celuje nosem prosto w linię tego wiatru. Ale no cóż, ostrzegali mnie, przed tym zachodnim wiatrem, więc dobrze, że dopiero teraz. Chociaż w Polsce też bywały momenty, ale tam zaraz wjeżdżałem pomiędzy drzewa i już było lżej. Jeden z plusów mojego ciężkiego roweru jest to, że nie targa nim podczas wiatru... aż tak. Mogę więc ze względym moim spokojem być wyprzedzany przez auta, bez obawy przed nagłym odbiciem kierownicą , powodu obkręconego szkwaliku.
Ścieżki rowerowe nie są juz wszystkie takie super, i zdążają się płyty na drodze, jednakże zazwyczaj dają radę. Najgorzej jak się trafi na drogę brukowaną bez pobocza, wtedy jedziemy powolutku. Niemcy mają chyba szczególne umiłowanie do bruku i to takiego wiecie, starego "kocich łbów" pełno tu jest tego i praktycznie każde miasteczko ma takie ulice. Jest to dobre rozwiązanie żeby zwalniali kierowcy kiedy wjeżdżają do takiego miasteczka, bo kończy się asfalt. Zazwyczaj mają wtedy lepszej jakości chodniki, żeby rowery mogły przejechać, jednak nie zawsze. I myślałem, że te bruki mają ze 100 lat, jednak jak przeanalizowałem kawałek drogi takiej brukowej, jaką miałem nieprzyjemność jechać przez parę kilometrów, zauważyłem że po bokach jest krawężnik z betonu, z czasów współczesnych, całkiem nowy. Więc chyba nadal taki bruk ustawiają na polnych drogach.

Niemcy trzeba też przyznać mają rozmach jeśli chodzi o kościoły. Jak jest miasteczko powyżej 3 tyś mieszkańców, to kościół ma tak duża wieże, że ledwo mi się miesci w kadrze. Takie miejscowości co mają 10k mieszkańców, to ich wieże już mi się nie mieszą w kadrze. Chociaż z szerokokątnym obiektywem z telefonu jakoś mi się udaje je złapać. Chatki ze strzechą już się zdążają rzadko, więc chyba to była moda bardziej tamtego regionu, jednak nadal widzę parę ich dziennie. 

Każdego kolejnego dnia wiatr ustaje, aż w końcu po 4 dniach wiatr pozorny wyrównuje się mocą wiatru własnego. Korzystają z tego również komary, które przypominają o swojej obecności.
Czwartego dnia wracam nad morze o już będę się go trzymać aż do Szwecji. Tam jeszcze trochę odbiję, by wykąpać się w ponad 100km jeziorze, i zaraz płynę promem z Nynashamn do domu.
Nie no, żartuje, nawet w połowie nie jestem 😅

Komentarze