EV10 Etap 3 III - "Pomorze zachodnie'


Wieczorem, po opublikowaniu poprzedniego posta spotkałem na kempingu podróżnika, co również jeździł rowerem po całym świecie (i nie tylko rowerem) tylko, że miał 20lat doświetlenia więcej. Ciekawe jest, że zawsze spotykam takich ludzi jak sam jestem na wyprawie, a w Krakowie na pewno jest takich multum. Rano ruszam dalej na zachód. Pomorze zachodnie nadal trzyma klasę przygotowania ścieżki. Dopiero pod koniec się psuje nawierzchnia, ale też widać, że robią nową i łączą w całość. Jadę przeważnie po płaskim, dużo w sosnowych lasach o nieco powykręcanych konarach. Wiatr wiejący głównie z zachodu powoduje pochylenie pni o parę stopni w stronę pierwszych promieni dnia, co sprawia wrażenie dla mnie, że jadę cały czas z górki, mimo, że utrzymuje stałą wysokość. Śmieszne złudzenie. W każdym kolejnym dniu jest nieco chłodniej, ale nie pada. Codziennie też słyszę coraz więcej niemieckiego, aż w końcu także pojawiają się napisy przy drodze także w tym języku.
Miałem nawet okazję porozmawiać z jednym rowerzystą z Magdeburga, który mówił, że uwielbia polskie morze i co roku jedzie na rowerze do Sopotu. Przy okazji dał mi cenna radę gdzie wciągnąć schaboszczaka w zestawie za 15zł (ponoć w zeszłym roku był za dyszkę) i była to cenna rada. Dobrze że miał zdjęcie, bo kolega trochę sobie łamał język próbując wymówić nazwę miejscowości "Trzęsacz" i dopiero po dojechaniu tam zrozumiałem o jakie miasteczko chodziło. [Jak coś to "wielosmakowa" od 13 do 17 mają tą promkę]
Przez te dni nie mailem za wiele pod górę, ale za to trochę pod wiatr. 
-klify Wolińskiego Parku Narodowego

Ostani nocleg przed Niemcami spędzam przy plaży pomiędzy Świnoujściem a Międzyzdrojami. Plaża jest puściusienka. Hamak wieszam tak, żeby widzieć może, oraz odległe klify białej góry. Zasypując zaczął się podnosić wiatr i aż woda z morza dolatywała do mnie. Wiało ok 17 węzłów. Sprawdziłem pogodę, że w nocy może dojść nawet do 30, co by mnie nie do końca zadowalało. Zaczynałem się zastanawiać, czy aby na pewno to był najlepszy pomysł nocować na najbardziej eksponowanym na wiatr stanowisku, ale stwierdziłem, że nie będę się już przenosić, Przecież to polskie może i prognoza na wiatr nigdy się nie sprawdza.
Mając na liczniku 880km  (i 4,2 km przewyższenia zrobionego głównie na wschodzie), żegnam się z Polską. Od razu zmienia się krajobraz. Wjeżdżam do miasteczka gdzie ⅖ domów jest pokryte strzechą. I to takie zadbane domy, jedne w starym stylu, inne wręcz "współczesne", ale ze słomą na wierzchu. Dalej z resztą się okazuje, że to nie tylko w tej wsi, tylko po prostu od czasu do czasu stoją takie. Było to dla mnie duże zaskoczenie. Powiem wam też, że pierwszy raz jestem w Niemczech, nie licząc przygranicy z Austrią. Złote pola wypierają lasy i robi się dużo przestrzeni. Może dlatego, że nieco odbijam od morza. Jadąc straszę ławice polnych ptaków, jak wróble, czy szpaki przeganiam z dzikich czeresni oraz ścigam się z jaskółkami. Pewien człowiek mi powiedział, że najlepsze na świecie drogi rowerowe są w Niemczech (i nie był to niemiec jak coś:) i na razie mimo, że zrobiłem 20km jestem w stanie w to uwierzyć. Specjalnie ścieżka dla rowerów zrobiona pośród niczego i mało jakiegokolwiek człowieka. Co chwila jest też niewielki zadaszony stół polny, gdzie można odpocząć. Rozbijam się przy takim w zatoce Zalewu Szczecińskiego, czy raczej Stettiner Haff


-przyjamna ścieżka rowerowa
-Domy kryte strzechą i charakterystyczne dla Niemców zielone okna

-dworek niemiecki

Komentarze