Finlandia Dzień I - łączenie tras

W sumie mam teraz trochę czasu, to pierwszy dzień poprowadzę w starym formacie.

O 9:00 wysiadam z pociągu. Wcześniej usłyszałem, że peron jest zbyt krótki, więc pociag musi się zatrzymać 2 razy. za tym drugim razem wysiadam, i w sumie to faktycznie, peron nie jest za długi, a raczej hałda żwiru z budką przystankową nazwana peronem. Ale w sumie jest schudnie, bo jak w sumie nic nie ma, to nie jest to zniszczone czy zaniedbane. 
Kokoszę się chwilę z moimi rzeczami, przepakowuje trochę sakwy, żeby tak finalnie rozłożyć rzeczy tematycznie i ciężarowo. Na początku chcę to zrobić w cieniu na boku drogi prowadzącej na peron, ale komary, powodują zmianę decyzji i powrót na rozgrzany żwir.  A słońce już daje 30°.
Ylitornio, to małe miasteczko typowe dla tutejszej północy. 2 markety, parę domów przy głównej ulicy, nawet dwupoziomowy hotel i sklep z art. elektronicznymi. Robię zakupy na resztę dnia i udaję się do Szwecji, Överkalix, gdzie ostatnio byłem najbliżej granicy z Finladia. Zamierzam połączyć te wyprawy nieprzerwanym śladem.
na granicy pytam mundurowego czy będę mógł wrócić, on na to że (odgórnie) nie rekomenduje wzjazdu do tej części Szwecji, ale że z certyfikatem Covid powinienem wrócić bez problemu.
Chwilę po rozpoczęciu jazdy droge mi przebiega czarny renifer. Czy to jakiś omen? Zobaczymy po czasie.
Do Överkalix droga się trochę dłuży. Jest sporo podjazdów, a jak się tak pod nie wolno wlokę, to w okół mnie latają te wielkie bąki pastewne i inne tego typu. Na szczęście w większości atakują moje czerwone sakwy, ale też muszę się mieć na baczności i parę razy zostałem ukąszony. Generalnie sprawiają one, że jedzie się szybciej. potem w dół się je gubi, ale pod następna górkę przylatują nowe. W trakcie zatrzymuje się koło jeziorka, w miejscu z przyjemnie zrobionym wychodkiem, stołami i zejściem do wody. W końcu mogę się umyć po podróży. Typowe jezioro morenowe: duże, ale płytkie, muszę przejść 50m żeby mieć wodę po pas.  Miejsce o tyle fajne, że jest ściółka wydeptana i nie osiadają się tam komary. (poprzednio jak się zatrzymałem na siku, to obsiadło mnie z 70 komarów, że ledwo byłem w stanie skończyć) A lekki wiaterek z nad jeziora też pomaga zwiewać insekty.
Jadę dalej, wiatr się trochę wzmaga i wieje mi w twarz. Przynajmniej trochę ochładza powietrze. myślę czy nie powinienem przestawić się na spanie w dzień, a jadę w nocy. Przecież jest tak samo jasno, a chłodniej. Dojeżdżam do Överkalix do kościoła mam ok 65km i wracam.  Zatrzymuje się koło 20 w tym samym miejscu gdzie się kąpałem. Widzę że stoja tam już 3 kampery, ale stwierdzam, że miejsce na tyle spoko, że nawet z kamerami będzie ok. Dziś zrobiłem 90km. myślałem czy nie jechać dalej, ale jak na pierwszy dzień to nie ma co przesadzać, trzeba organizm powoli wprowadzić, że jest na wyprawie rowerowej.
Mili niemcy z kampera częstują mnie kurczakiem z ryżem i też okazuje, się że wszystkie kampery są niemieckie, ale jadą niezależnie i się nie znają.
do granicy zostaje mi ok 20 km.

Komentarze

  1. Super 😀👍🚴‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo za konsekwencje. Mogli ci zamknąć granice ale warto było zaryzykować

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz