Dzień XXVII

Tarp w nocy nie był potrzebny.
Mimo, że wczoraj myślałem przez chwilę, czy nie wrócić pociągiem, zdecydowałem się jednak na przejażdżkę rowerem. W końcu to rowerowa wyprawa, nie? Bilet i tak jest na jutro, 18:00. Próbowałem wczoraj umówić na dzień dzisiejszy, ale nie było już możliwości, a wcześniej nie byłem pewien co do daty.
Ruszam więc i powoli toczę się w kierunku portu Nynä. Zatrzymuję się koło jeziora przed miastem. Znajduję na wpół dziką plażę. Jest tam miejsce na ognisko, a przybrzeżne jest wolne od tzw lilii wodnych. Chociaż plaża to może być zbyt dużo powiedziane, jak na brzeg z kamienia. Tak, on nie jest kamienisty, lecz z kamienia. Jestem pewien że w języku szweckim jest na to osobne określenie. Uzmysławiam też sobie jakie to może być niebezpieczne, bo jest część, gdzie brzeg opada powoli, ale jest też stromszy odcinek, taki 30°. Akurat tak, że zejdziesz sobie spokojnie, ale już powrót nie jest taki prosty, bo pod wodą skała jest pokryta warsewką śliskich glonów, a gładki, falowany kamień nie daje żadnych możliwości chwytu. Więc jakby nie było wejścia bardziej płaskiego, to mógłby być problem, a na pewno tu ja takie zbiorniki.
Po prawej trochę dalej ryby łowią Polacy, co w sumie nie powinno mnie dziwić, co pewnie jestem w gminie gdzie jest ich największe stężenie. Jeden z dwóch portów w Szwecji z połączeniem z Polską

Ta noc również ma być bez opadów, więc tarp leży w sakwie.

Komentarze

Prześlij komentarz