Dzień XXVI

W nocy, a raczej nad ranem bo było już całkiem jasno, spadł ciężki deszcz. Na szczęście do czasu wstania wszystko zdążyło wyschnąć. Koło 11 wyjeżdżamy w dalszą drogę. W lasach zaczęły się pojawiać okazałe dęby, mieniące się w promieniach słońca. Chwilę po 14 znajduje się na parkingu w centrum Sztokholmu. Dziękuję Szwedom za podwózke i udaję się w stronę poleconego przez pieszego Francuza Vasa Muzeum. Znajduje się on na jednej z tutejszych wysp, obok dwóch innych muzeów. Budynek ładnie się prezentuje i nie sposób go pomylić z czymś innym. Trawniki przed przejęty jest przez kaczko-gęsi, które pasą się w towarzystwie dwóch automatycznych kosiarek. Ja wyczytałem na Wikipedii jest to bernikla kanadyjska Dzika populacja zalozona z uciekinierów z królewskich ogrodów. Jest na liście 10 najgroźniejszych gatunków inwazyjnych i powoli zadomawia się także w Polsce.

 Muzeum zamyka się o 17, ale dowiaduję się, że 2 godziny powinno spokojnie wystarczyć.
Na samym środku budynku stoi ja się domyślacie statek Vasa. W okół znajdują się cztery kondygnacje z wystawą. Jedne opisują historię statku (zatonięcie, wyłowienie) inne życie na statku, a jescze inne wojnę w skrócie. Statek zatoną, bo król Szwecji chciał zbyt zaszpanować przed Polakami i chciał większy i większy statek i więcej armat, aktywnie "sugerując" to architektowi. Rzeźby i 64 armaty podnosiły środek ciężkości, co przy jego smukłości i niewystarczającym balaście zatopiło galeon przy pierwszym mocniejszym podmuchu, praktycznie w porcie, nadzbyt się przychylił i zatoną. No, ale nie ma co mówić statek przezentuje się okazale, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że spędził pod powierzchnią 333 lata. Ponoć duża obecność żelaza w tutejszych wodach w połączeniu z solą pomogło zakonserwować drewno. Po wyciągnięciu osuszali kadłub 30 lat. Powoli, żeby nie popękał itp. 
Całkiem przyjemnie spędzone tu 2 godziny.
Po wyjściu, objechałem trochę centrum Sztokholmu. Jak pisałem przypomina on trochę Kraków, tylko jest tak z 4 razy większy (stare miasto) i dużo bardziej dostojniejszy. Każdy budynek dobrze się trzyma. Nad wodą leżą największe pałace, każdy oddzielnie, parę na swoich wysepkach. Dalej od wody są takie standardowe kamienice, może nieco wyższe niż w KRK. Główniejsze ulice leżą płasko, a mniejsze często wspinają się pod górki, tworząc mostki nad tymi główniejszymi. Z tego powodu, kamienica na takiej ulicy może mieć na szczycie 3 kondygnacje, a przy głównej 7. Stare miasto też płynnie przechodzą w nowoczesne budynki, nie kłócąc się z nimi. Jako że krążyłem trochę więcej niż wcześniej, utwierdzam się w przekonaniu, że jest to miasto nawet bardziej przystępne dla rowerów, niż samochodów. Piesi tutaj się nie przejmują sygnalizacją i rzadko kiedy widziałem kogoś czekającego na światłach. Mi też się czas oczekiwania nieco czasami zbyt długi i nieco nieskoordynowany, ale ciężko mi powiedzieć czy dlatego, że w moim rodzinnym mieście jest lepiej, czy dlatego, że mam z styczność że światłami pierwszy raz od 3 tygodni.
Hamak rozwieszam trochę za centrum na górce - skale, na której nikomu się chciało się nic budować. Pierwszy raz od wyjazdu jest na tyle ciemno, że na czystym niebie spotrzegam większe gwiazdy, typu pas Oriona. Jest dosyć ciepło i postanowiam oszczędzić trudu rozkładania tarpu.


-bardzo spodobał mi się ten drogowskaz;)
-Ładne miedziane tabliczki znakujące ścieżkę rowerową


Komentarze

Prześlij komentarz