Dzień XXII

Rano obudziły mnie promienie słońca i niebo zachmurzone tylko w połowie. Pewnie był wspaniały wchód - myślę sobie. Jan zaserwował mi sns śniadanie Müsli z jogurtem borówkowym. Zagaduje, że mają tu pełno tych jagód. Odpowiada, że owszem, ale tutaj, na północy mają tez dużo innych, lepszych "berries". Nazywa to złotem lasów i mówi, że nawet Tajowie przyjeżdżają zbierać "cloudberry", bo w stolicy można sporo za to dostać. Zastanawiam czym mogą one być, nazwę mają całkiem chwytliwą.
Jak wyjeżdżam wieje silny wiatr, a po słońcu pozostało wspomnienie. Chmury sądząc po wyglądzie spokojnie mogą przynieść deszcz. Gdy wjeżdżam pomiędzy drzewa, wiatr, na szczęście nie jeść tak odczuwalny. Po około godzinie zatrzymuje się zjeść batona i sprawdzić drogę. Jako, że mam wracać pociągiem do Sztokholmu, obaj panowie których wcześniej wspomniałem wspomnieli o miejscowości Boden, że jest tam skrzyżowanie, traków kolei, i że może lepiej stamtąd wyjechać.  Droga do Boden jest też faktycznie 20 km krótsza, a jako, że Luleå już widziałem, obrałem za cel Boden. Kończąc batona, słyszę, za sobą chrzęst kół na żwirze. Jako, że stoję oczywiście na samym środku drogi (nie jest ona nazbyt ruchliwa), obracam się i celu dokonania analizy ile mam czasu do zejścia na pobocze. Jak wielkie jest moje zdziwienie, gdy okazuje się, że kilka metrów z a mną, szerokość drogi zajmuje stado reniferów. Idą w moją stronę zwalniając aż w końcu się zatrzymują nie bardzo widząc co robić ze mną na drodze. W reszcie decydują się na ominięcie mnie lasem i powrót na drogę. Ciekawe bardzo spotkanie.
-Jak widać w tle na znaku, Lapończycy kochają bardziej renifery od własnych dzieci [Uwaga na renifery i dzieci]

Jadąc dalej spotykam koło drogi na przestrzeni kilometrów z trzy kolejne samotne renifery.
Wtem przypominam sobie o owym owocu.Postanawiam sprawdzić czym jest owa obłokowa jagoda. Internet mi mówi, że to wcale, nie jagoda, a wieloorzeszkowiec. Malina moroszka. Teraz wydaje mi się to oczywiste, cóż to innego mogło być jak nie tą malina. Widziałem już ją wcześniej, z tydzień temu na mokradłach. Była jednak niedojrzała. Z nią jest tak, jakby na odwrót, żółta jest dojrzałą, a z czerwoną trzeba jescze poczekać. Jako, że nie spróbowałem moroszki, nie daje mi to spokoju i jadąc szukam jej wzdłuż drogi. Nie jest ona taka łatwa do znalezienia, bo roślina na wysokość około 10 cm, więc łatwo się kryje w śród flory. Parę razy siadam z roweru i szukam na nogach. W końcu znajduję obiecujące bagno. Akurat przejeżdżał pan od kiełbasy z ryżem i upewnił się, że wszystko że mną ok. Na bagnie musiałem stawiać stopy na leżących wśród mchu gałęziach i zwalonych pniach, a każdy krok dobrze badać, by nie wpaść głęboko w czarną wodę. Lecz misja kończy się powodzeniem, ja jestem suchy, i zdobywam trochę malin moroszek (albo moroszka?). Ich smak ich zaskakuje, bo spodziewałem się smaku zbliżonego do maliny, czy jeżyny. Jaki jest ten smak, to nie ma sensu opisywać, tak samo jak nie ma sensu opisywać smaku banana, komuś kto go nie jadł. Powiem wam tylko, że po zjedzeniu moroszki, odczucia skojarzyły mi się z jedzeniem konfitury, a nie owocu.

Zatrzymując się po wodę, zostaję obdarowany soczystą nektarynką. Tak niewielki gest, a taką przyjemność mi sprawił (była naprawdę dobra). Albo ja mam ostatnio szczęście, albo lapończycy są bardziej pomocni mod sąsiadów z południa.20 km przed celem niebo pęka i że szczelin zaczyna się wydobywać złotawy blask promieni słonecznych. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo go potrzebowałem. Niby rano, było, ale to było za szybą i teraz tamten czas wydaje się tak nierealny. 
Promienie padają pod dużym kątem, a wszystko kropelki po deszczu mienią się na kłosach zbóż, które ponownie się pojawiły bliżej południa (geograficznego). Prawa strona twarzy ogrzewana była przez złote promyki, a lewe oko cieszy powoli domykająca się tęcza. Jest naprawdę pięknie i zdaje się, że to Szwecja mnie żegna, przynajmniej jej północna część.
Wieczorem zajeżdżam do stacji w Boden. Jest to piękny, stary drewniany budynek. Nie ma tam okienka kas, a pani ze sklepiku mówi mi, że tylko przez internet można tutaj kupić. Siadam więc na ławce i sprawdzam. Jestem trochę zszokowany, gdy dopiero teraz dowiaduję się, że w Szwecji nie można przewozić rowerów pociągami! Czytam, dokls, sprawdzam wnikliwie i faktycznie jest problem. Niektórzy piszą, że można rozebrać trochę rower i go zapakować to wtedy jest bagaż. Ale na bagaż są też limity. Można też busem jechać i tam raczej pozwolą. Jestem zmęczony i trochę zły na siebie, że tego nie sprawdziłem wcześniej. Ale kurcze, w takim kraju rozwiniętym jak Szwecja nie móc roweru przewieść? Decyduję, że jutro pojadę do luleå, a teraz szukam miejsca do spania. Goszczę się nad jeziorem tak, że gdy spoglądam w nogi widzę blask słońca które skryło się na parę godzin kilka stopni za horyzontem. Jest to zachód i wschód jednocześnie... na północy.




---

-samoobsługowa stacja benzynowa

Komentarze

  1. Ooooo przywieź garść chmurzastych jagód Wojo. Moze dotrwają. Te renifery chyba należą do lapończykow i są półdzikie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem, o tym, ale było ich tylko pięć. Alex mówi (kto to to się dowiecie niedługo ;) że rosną też koło Sztokholmu, ale smak jest wiele lepszy, bo na północy mają cały czas światło. Malina mogła by wytrzymać te parę dni, bo ma sporo kwasu benzoesowego, więc nie psuje się szybko ;)

      Usuń
  2. Teraz jak już zapoznałeś się z reniferami to chyba dostaniesz specjalny prezent od Św. Mikołaja . 🎅🏻 Piękne zdjęcia 🤗

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz