Szwecja dzień IV

Budzę się o 7:00 i bez śniadania (bo komary) wyruszam w drogę. Po 10 km zatrzymuje się na śniadanie.
Przejedżdzam przez parę wsi, aż w końcu trasa wiedzie mnie po raz pierwszy na  bitą drogę. Jest jednak ona tak przyzwoita, że myślę, że nawet kolarką można by tam spokojnie jeździć. Jakość drogi też pewnie zależy od tego, że mieszka przy niej mimo wszystko całkiem sporo osób. Niektóre domy mają tradycyjne ogrodzienie z patyków.
Pogoda jest ok, jednak od wczoraj nie ściągnąłem ani na chwilę rękawkiem i nogawek docieplajacych. Na 96 kilometrze, gwałtowny deszcz wiedzi mnie pod przejazdem kolejowym, a podchodząca woda zostawia mnie na wysepce metr na dwa. Jak ulewa zelżała, wytaczam się na zewnątrz i szukam jakiegoś domu w celu zapytania o wodę. Po 6 km udało się, choć buty przemokły mi znowu.
Jak zatrzymuję się, znowu wychodzi słońce. Rozpalam ognisko (myślę, że głównie za sprawą oglądania filmów Bushcrafowego - wszystko było mokre) i gotuję młode ziemniaczki które kupiłem w Lidlu 10 km temu. Ognisko przynajmniej przegania trochę komary.
.

Komentarze

Prześlij komentarz