Jako że hamak powiesiłem pod dużym kątem, żeby daszek wytrzymał (im większy kąt cięciwy, łuku, tym mniejsza siła działa na podpory), to niestety nie spało mi się za dobrze z tego powodu. Dłonie miałem już wcześniej bardzo pogryzione przez komary tak bardzo, że miałem urojone bóle, że mnie gryzą po tych rękach. Jako, że źle mi się śpi, wstaję o 3:30 i zaczynam się zbierać. Ta noc przynajmniej potwierdziła, moją tezę, że tu w nocy nawet nie szarzeje. Słońce już oczywiście wstało, z jeziora unosi się lekka mgła. Ruszam i na początek zdobywam górę 400m. Coś ostatnie dni zaczynam tymi wysokimi podjazdami...
Tęcza promienieje mi za plecami, a twarz rozświetlają mi promienie już nie tak porannego słońca. Mimo że kieruję się na NNE to słońce świeci mi prosto w twarz. Tutaj słońce wstaje można powiedzieć, że praktycznie na północy.
Po godzinie jazdy doganiają mnie krople deszczu, a słońce chowa się za chmurami do końca dnia. Wtedy zakładam ponownie rękawki, nogawki i bluzę.
Zatrzymuję się w Lycksele na Kempingu. Inkasują mi 210kr za "namiot".
Lycksele:
-zdjecie chyba z końcówki XIXw. Był tu zakład drzewny i rzeką transportowano kłody.
Komentarze
Prześlij komentarz